Od dwóch tygodni dostawałam maile ze szkoły Maksa, że jutro będzie "akcja ciasto". Delikatnie namawiały do uczestnictwa w postaci domowych wypieków. Szlag! Ja tu pomiędzy szkołą, lekarzem, obiadem, humorzastym Bruniem, po koszmarnych dla pięciolatka badaniach , jego "pociągiem" do komputera itp, itd. Coś musiałam jednak wymyślić, bo Maks ma mi trochę za złe, niezbyt aktywny udział w jego szkolnym życiu. Brownie okazał się ku temu dobrym sposobem. Zrobienie ciasta zajęło mi 20 minut ( coś między judo Maksa, a drugim daniem Brunia) I na dodatek jest to chyba jedyna słodkość, którą lubią wszystkie dzieci. Trzeba było zobaczyć moją minę, gdy okazało się, że "akcja ciasto" została przesunięta na za tydzień. Dzieci były zachwycone. Widziałam, że Brunio z wrażenia zapomniał o grach Maksa. Co za niespodziewany deser w środku tygodnia! Przecież mama piecze prawie zawsze w weekendy.
A na prawdziwy deser były wycinanki Poli i Brunia. To znaczy Poli robota, a Brunia asysta. Znowu prościzna. Trzeba poskładać kartkę papieru jak najwięcej razy i powycinać wybrany kształt, pamiętając, aby z jednej strony kartka była złączona!
Śmiesznie wyszło. Wszystko biało-brązowe.
I znowu banalnie prosta zabawa. Zauważyłam, że Brunio łatwo się odnajduje w plastyce prostej i przyjemnej. Mnogość zadań natomiast go przeraża. Jak mnie w życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz