Stefan to wielki przyjaciel naszej rodziny. Zjawia się prawie codziennie w moim domu. Wszystko co ginie, zabrał Stefan, wszystko, co pojawia się znienacka, to też wina Stefana. Jego historia sięga mojego domu rodzinnego i widzę tu winę mojego kochanego taty, który zawsze miał pod ręką wymyślonego Stefana.
Dzięki niemu nie musiał się tłumaczyć z zapomnianych zakupów, czy niechcianych prezentów. Stefan tak się u nas zadomowił, że ja i moje dzieci również uciekamy się do jego mocy. Gdy Pola pyta, kto ją odwiezie do miasta? Pierwsza nasuwa się odpowiedź: może Stefan? Maks chce wiedzieć: gdzie jego zeszyt do historii? I znów Stefan! Istnienie jego jest chwilowe i niezbędne w tym właśnie momencie, jak chleb, który robi się szybko na kolację, a trzy godziny później jest już nie do zjedzenia. Chleb zawiera sodę oczyszczoną, więc ci, którym ten zapach nie w smak, nie przekonają się do niego. Jest natomiast szybkim wyjściem z braku pomysłu na prosty posiłek. Świetnie smakuje na gorąco z pastą jajeczną lub twarożkiem.
Pewnego razu Stefanowi należało wymyślić jakąś twarz. To sprowokowało plastyczną zabawę z Bruniem.
Wycięliśmy parę oczu i ust z niepotrzebnych gazet. Widziałam, że Brunio sam chce wybrać kształt twarzy z kolorowego papieru. Wycinanie trwało wieki, więc trochę mu pomogłam. To częsty problem u maluchów: nożyczki. Łatwiej coś ulepić i pomalować, niż wyciąć. Dlatego widzę, że Brunio powinien dużo ćwiczyć z korzyścią dla swoich rączek.
Powstały fajne buźki, nie tylko Stefana. Brunio się uśmiał, ja też!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz