Nigdy po żadnym pozorem nie wyrzucajcie czarnych, starych bananów. Są podobno kraje w których jada się tylko takie banany. Ja dopiero od niedawna znalazłam na nie sposób.
Wcześniej z hukiem lądowały w koszu na śmieci. Teraz czekam, aby nabrały owej barwy, bo tylko z takich udaje się zrobić rewelacyjny chlebek bananowy. Przepis znalazłam w książce kucharskiej mojej ulubionej modelki Sophie Dahl. Ulubionej, bo bardzo ludzkiej, ze wszystkimi słabościami i wadami normalnego człowieka, a nie nabzdyczonych lal, jakich pełno w świecie mody.
W ogóle polecam jej książki kucharskie, bo zachwycają pięknymi, niekonwencjonalnymi zdjęciami i przepisami, z których mogę zrobić prawie wszystko. No może nie pokuszę się o lody różane i kwiaty cukinii, ale z resztą dam radę!
Chlebek bananowy jest właściwie ciastem i to o doskonałym, delikatnym smaku i lekko wilgotnej konsystencji. Mój mąż był pewien, że Brunio rzuci się na niego. Myślał, że w cieście jest uwielbiany przez Brunia miód. A tu okazało się, że miodu nie ma w nim ani kropli i Brunio kawałek zjadł, ale bez wielkiego entuzjazmu. Pola natomiast to ciasto uwielbia. Szkoda, że jak zwykle Maks się wyłamał i nawet nie spróbował. No, ale to ciężki przypadek i trzeba nad nim długo pracować.
W każdym razie ciasto idealne jako weekendowy deser i robi się je chwilę.
Czasami trzeba dać w plastyce dziecku wolną rękę. Mnie jest ciężko, bo cały czas mam ochotę Bruniowi pomagać i muszę walczyć ze sobą. Wiem, że Brunio samodzielnie nie zrobi jeszcze dzieła sztuki, ale wszystkie niedociągnięcia będą zrekompensowane jego dumą z samodzielności.
W dziecięcej gazetce był konkurs plastyczny na maskę dla jakiegoś tam "Hero factory" Lego. Konkursu na pewno nie wygramy, ale zabawa była przednia. Brunio narysował, wyciął i pokolorował maskę całkowicie sam. A to ważne, bo działanie plastyczne było długie i dosyć trudne dla pięciolatka. Efekt też go zadowolił, więc sukces podwójny!
Nie wiem co o tym pomyśleliby producenci Lego, ale mnie się podoba!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz