Brunio ma szkarlatynę. Wygląda trochę jak dojrzała malina, ponieważ temperament mu nie pozwala zamknąć buzi i usiedzieć w miejscu, malina nietypowa, raczej pobudzona. Na pocieszenie zrobiłam mu naleśniki. Niestety nie pocieszyłam nawet siebie, o Bruniu już nie wspominając. Jako, że gorączka minęła a wraz z nią cudowna cisza w domu, trzeba było wymyślić jakieś zajęcie plastyczne. Pola postanowiła pomóc zrobić Bruniowi maskę. Wybrał projekt dość nietypowy, jak dla chłopca, bo ptaka. Nie małpę, tygrysa, ale niebieskiego ptaszka. Ja w tym czasie smażyłam naleśniki i kombinowałam, jak zachęcić Brunia do zjedzenia ich z dżemem i serkiem waniliowym, a nie z nieszczęsną nutellą.
Zrobiłam naleśnikowi buźkę, udającą "pana naleśnika" i Bruń dał się przekonać. Mimo choroby zjadł prawie całego! Ze starszakami też wyniknął naleśnikowy problem, zupełnie nie wiem dlaczego. Przecież to jedno z ulubionych dziecięcych dań. No, ale widocznie nie u mnie w domu.
Maska ptaka wyszła tylko dzięki Poli, która od pierwszej minuty miała wątpliwego pomocnika. Powiedziała,
że Brunio interesował się głównie rwaniem bibuły, ale maskę nosił bardzo dumny. Oczywiście przez jakieś trzy minuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz