Łapię się wszystkich możliwych sposobów, aby moje dzieci jadły warzywa, ale skoro ja ze wszystkich sałatek na świecie zapewne wybiorę schabowego, trudno się dziwić, że one mają genetyczno-warzywny wstręt. Najgorzej jest z Maksem, który jak na osobę, której pierwowzór zagrał Nicholson w "Lepiej być nie może" z całym dorobkiem natręctw, jada nieliczne jarzyny i to tylko w kolorze zielonym. Patrz groszek, brokuły ,ogórek i to tyle. Zrobiłam ostatnio danie ryzykowne, w postaci pieczonego miksu warzyw z serem feta. Nie powiem, że odniosłam jedzeniowy sukces, ale sprowokowałam fajna zabawę plastyczną.
Pola rozlała z Bruniem trochę różnych kolorów farby na kartce i rurkami dmuchali w nią robiąc kleksiki. Oczywiście więcej było śmiechu, niż walorów artystycznych, ale ta barwna zabawa ze względu na swój chaos pasowała do mojego dania. No więc warzyw spróbowali. A to zawsze coś!
Widziałam, że Brunio nie pała zachwytem, jak i jego starsze rodzeństwo, ale robił dobrą minę do złej gry!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz