piątek, 29 marca 2013

Ale pasztet!

Nie sądzę, aby moje dzieci rzuciły się na to danie. Może chociaż spróbują? Jeżeli świąteczny pasztet, to już lepiej, żeby był domowy, niż kupny. Nigdy bym się za niego nie zabrała, gdyby nie okazało się, że to prościzna. W zasadzie zdradzam kolejny sekret, tym razem mojej mamy. Spotkałam kiedyś gościa, który kategorycznie twierdził, że nie tknąłby nigdy pasztetu z wątróbką. Zważywszy, że facet wiele lat mieszkał we Francji i jest do dzisiaj wielkim zwolennikiem "foie gras",( czyli otłuszczonej wątróbki) nie bardzo mi się chce wierzyć w te deklaracje. Mój pasztet jest z drobiowej wątróbki i dzięki temu jest cudownie miękki i jedwabisty. Co prawda okazało się, że Brunio skomentował jego wygląd przed upieczeniem,  cytuję "wygląda jak kupa", ale za to smakuje nadzwyczajnie. Może po jego upieczeniu zapomni o tych skojarzeniach! 




Gdy wyjęłam pasztet z pieca, jego powierzchnia wydała mi się trochę wyglądem zbliżona do powierzchni Marsa. Na potrzeby dzieci nazwałam go  "marsjańskim".
Nie daję go jeszcze do zjedzenia. Czekamy na świąteczne śniadanie.
Zabawę plastyczną wymyśliła moja kochana i jedyna córeczka Pola, która w chwilach nadmiaru obowiązków jest wielkim wybawieniem wraz ze swoją kreatywnością i nieco sarkastycznym humorem. Widziała, że Brunio zwyczajnie się nudzi. Postanowiła narysować na kartce jakąś małą rzecz, którą Brunio musi przeobrazić w coś konkretnego. Jakieś zwierzę lub przedmiot. Zabawa prosta, która bardzo pobudza wyobraźnię małych dzieci. Bruń uważa, że zwierzęta rysuje mu się najlepiej. Skoro tak.



                                                          
                                                                  Potwór




                                               Nie zgadniecie.  Pies
                                                           



Ślimak zwany ślimozą



Dinozaur

Że Brunio jest z siebie dumny było widać "gołym okiem".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz