Mam troje dzieci i wieczne poczucie winy. Ciągle czegoś robię za dużo albo za mało. Za dużo krzyczę, za mało bawię klockami. Za dużo czytam, za mało gram. Za dużo pastwię nad odrabianiem lekcji, za mało jeżdżę na basen. Itd. Jak uciec od wiecznego poczucia niespełnienia i krzywdy? Mojego i dzieci. Gdzie znaleźć równowagę pomiędzy własnymi potrzebami, a potrzebami dzieci? Albo jestem zła, że daję za mało, albo za dużo. Czy ta równowaga w ogóle istnieje?
Są momenty, w których realizujemy się wspólnie. Rzadkie i krótkie, ale jednak są. Wczoraj miałam taki moment, gdy Brunio zajął się tym, czym ja. Oboje robiliśmy kolejne wycinanki z ulubionej książki. Ja na zamówienie Brunia lwa, a on człowieka. Widziałam, że Brunio jest bardzo skupiony i zadowolony. Oboje mieliśmy to samo zajęcie i poczucie spełnienia. Ja trochę na wyrost. Ale dobre i to!
W lwie trzeba zrobić małe nacięcia na uszy i grzywę. Nie widać ich na zdjęciach.
Do człowieka Brunio dorobił dziwny pasek. Myślałam, że Brunio wyciął szlaczek lub trawkę, ale okazało się, że to potwór z wieloma oczami. Niech będzie!
Na obiad zrobiłam rosół. Nic wielkiego. Ale mój rosół był z kluskami lanymi. Takimi, jakie gotowała mi, gdy byłam dzieckiem, babcia Jadzia. Jeżeli dziecko nie lubi rosołu, to z kluskami lanymi zje go na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz