wtorek, 26 listopada 2013

Zośka w przedszkolu i Chińczyk

Bruno dostał kiedyś od mojego męża maskotkę o imieniu Zosia. Przynajmniej tak było napisane na opakowaniu. Na moje oko z Zosią ów miś ma niewiele wspólnego, ale jest prześmieszny i ciekawy. Zauważyłam też, że Brunio zakochał się w jego oryginalnym wyglądzie i gdy trzeba było do przedszkola zanieść swojego misia, wybrał właśnie Zośkę.
Zosia okazała się na tle tradycyjnych misi bardzo wyjątkowa. Budziła też mieszane uczucia wśród dzieci. Od zachwytu po śmiech. Dzieci później miały za zadanie swojego misia sportretować i podpisać. Ta część pracy była dla Brunia bardzo prosta i po przedszkolu wręczył mi obrazek z niekłamaną dumą.



Z rozpędu Brunio dorysował też siebie.


                                                                    Zosia


Portret to niewątpliwie mocna strona Brunia :)


Na obiad zrobiłam "chińczyka po polsku". Polskie, chińskie dania nie mają dużo wspólnego z autentycznym chińskim jedzeniem. Gdy byłam w Szanghaju dowiedziałam się, że ryż Chińczycy dają do jedzenia tylko, jeżeli nie najedli się do syta. Ryż to synonim biedy i jak ognia unika się go w drogich, chińskich restauracjach. Mało jest też dań z taką ilością składników, jakie robi się w Polsce. Może też dlatego ciężko mi było znieść przez długi czas tę kuchnię. A może dlatego, że Brunio siedział wtedy w moim brzuchu od czterech miesięcy. W przeciwieństwie do mojego męża, który kuchnię chińską kocha , ja poza paroma oryginalnymi daniami, wolę ich wersję europejską.


Albo domową.....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz