Wiem, zgubiłam sierpień. Trochę z wakacyjnego lenistwa, trochę z powodu wakacyjnych wyjazdów. Nie to, że obyło się bez gotowania i jedzenia. Że jakaś dieta czy coś. Po prostu tak bywa. Przestałam chcieć kontrolować wszystko co gotuję i co jemy. A najlepsze, co jedliśmy w sierpniu, to nie wymyślne dania, lecz zwykłe chorwackie pomidory na śniadanie i kolację, a na deser figi prosto z ogródkowego drzewa. Spadają tam dojrzałe jak nasze, rodzime śliwki. Tak samo przez Chorwatów zapomniane i gnijące na trawie w ogrodzie. Nam po dwóch tygodniach się nie przejadły. Mogłyby rosnąć za oknem cały rok.
Wakacje, wyjazdy, gorąc, piękne plaże i czyste, ciepłe morze wpływają na nas jak kompres na stłuczone ciało. Obserwowałam syna cały sierpień i widziałam, że Brunio rośnie, kwitnie i pęcznieje szczęściem letniego wypoczynku. Może dlatego jego rysunki to przede wszystkim statki, związane z portami, wycieczkami i morzem.
Trochę ta broń, jak na wakacje zdumiewająca, ale znając Brunia, rysunek bez broni i żołnierzy, albo piratów rysunkiem straconym. Swoją drogą ciekawe, co powiedziałby o nas, rodzicach psycholog?
Deser Poli, robiony całkowicie przez nią, to tarta z białą czekoladą i borówkami amerykańskimi. Można jeszcze w miarę smaczne kupić w warzywniakach. Borówki oczywiście!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz